środa, 14 stycznia 2015



       Nowy rok jest dobrym powodem do zmian. Nie będę pisać o tym co było. Jest tu i teraz. Mam 23 lata, moje życie zaczyna się właśnie na nowo. Po latach psychicznego oszukiwania samego siebie i szukania odpowiedzi czym jest szczęście - nareszcie mogę podać Wam receptę. Ale spokojnie, nie musicie umawiać się do mnie indywidualnie aby wziąć przepis na sukces. Nie mamy klucza do czyjegoś szczęścia. Mamy za to ich pęk do poczucia własnego spełnienia. Zapraszam do lektury,

M.K


Gdybym napisał ten post miesiąc temu, prawdopodobnie większość przypięła by mi łatkę z napisem #crazy. Podsumuję tamten okres jednym zdaniem - co Cię nie zabiję to wzmocni. 


Jestem typem osoby, która użalanie się nad sobą i swoim losem ma chyba zapisane w karcie urodzenia. Nie ważne ile bym nie miał, zawsze będzie mi za mało. Po latach szukania odpowiedzi na swój dylemat, odnalazłem go oglądając program telewizji śniadaniowej o ludziach określanych jako młodych, zamożnych i pewnych siebie aczkolwiek niespełnionych i nieszczęśliwych.

Prezenterka rozmawiała z kilkoma zaproszonymi gośćmi, na oko mój wiek - nieco po 20. Każda z zaproszonych postaci siedziała z posępnym wyrazem twarzy, niepasującym do tego jak wyglądali, w co byli brani, jakie mieli dobrane dodatki. Utkwiła mi wypowiedź chłopaka, który stwierdził że pomimo dobrobytu czuję się znudzony i zmęczony życiem. Nie ma w nim pasji i  radości, Wszystko jest na wyciągnięcie ręki, nie ma oczekiwania i kolokwialnej podniety. Siedząc i oglądając transmisję zastanawiałem się czy przypadkiem nie patrzę w lustro...   

W wieku 22 lat dostałem od rodziców swój pierwszy własny kąt. Właściwie nie jest to odpowiednia nazwa. Dostałem 130 m2 w ścisłym centrum. Znajomi, którzy mnie odwiedzają zazwyczaj mówią że moja szafa jest jak ich pokój. Kilka razy w roku jeżdżę na zagraniczne wojaże. Nowe ubrania i dodatki kupuje w częstotliwości porównywalnej do codziennych zakupów w markecie, przeciętnego Polaka. Nie gotuję - kuchnia w moim Lofcie służy jako ozdoba i pomieszczenie gdzie pale fajki, tylko dlatego że jest połączona z zewnętrznym tarasem. Zazwyczaj jadam na mieście. Wieczory spędzam przesiadując w pubach, oblegając kina i ulubione kawiarnie. W każdy weekend imprezując do 6 rano, odreagowuję napięty tydzień gdzie największym problemem były nowe buty, które będę mieć na sobie przy dobrych wiatrach - raz. 

Rodzi się pytanie: Czemu chłopak pomimo posiadania życia, o jakim inni mogą marzyć czuje się tak nieszczęśliwy i czemu wyraz jego twarzy mówi ,,jestem na pogrzebie'' ?


Odpowiedź jest banalna: Jestem nasycony do granic tym co posiadam. Pamiętam, jak będąc w liceum razem z najlepszą ówczesną przyjaciółką jechaliśmy co miesiąc do większego miasta zaszaleć. Mając w portfelu niecałe 500 zł, przeżywaliśmy drugie narodziny własnego Ja. YOLO było naszym hasłem przewodnim. Czuliśmy się szczęśliwi - dwójka dzieci szczęścia, spełnionych dzięki rodzicom którzy zamienili miłość do dzieci na konto w banku na ich cześć. 


Ostatnio spotkawszy ówczesną przyjaciółkę w jednym z klubów, wspominaliśmy tamte czasy. Pocieszające dla mnie jest to, że kumpela sprzed lat czuję teraz dokładnie to samo co ja. Przytoczę Wam fragment naszej rozmowy:

Michał: Magda - czego nam brakuje - jesteśmy w miarę urodziwi, na kontach miło, marzenia się spełniają - co z nami jest nie tak ?

Magda: Nie wiem, mamy za duże wymagania. Nie nadajemy się do życia tutaj. Jesteśmy zbyt cosmopolityczni, zobacz na ludzi wokoło - tylko my dwoje jesteśmy dobrze ubrani, wykształceni.

Michał: Tak sobie myślę, że brakuje nam osób by z nimi dzielić nasze życie. Jesteśmy sami - my i nasze idealne życia. 

Trafiłem w sedno. Zabija nas nie tylko nasycenie bogactwem, zabija nas przede wszystkim samotność. Jeśli chodzi o kwestie związku jestem elastyczny. Pierwszy raz byłem gotów się zaangażować i postawić wszystko na jedna kartę, kilka miesięcy temu. Zupełnie niespodziewanie pojawił sie ktoś na mojej drodze, kto spełnił moje oczekiwania. Wykształcenie, w miarę dobry look, obycie też było dość widoczne. Love story nie trwało jednak długo, bo po 2 miesiącach dostałem takiego kopa w dupę że do dzisiaj nie wylądowałem. Miłość jest do dupy.

Jaka z tego lekcja dla przeciętnego czytelnika?

Pieniądze szczęścia Wam nie dadzą. Skłamałbym, mówiąc że nie dopomogą - tak zrobią. Ważnym jest by nie zatracić się w kasie. Mam dużo zamożnych znajomych, czują to samo co Ja. Pamiętajcie też, że pieniądz nie świadczy o człowieku. Fakt, fajnie przebywać z tymi co mają więcej - łatwiej się wtedy funkcjonuje i dogaduję. Jednak nie skreślajmy kogoś tylko dlatego że ma mniej od nas. Zastanówmy się dzięki komu my coś mamy. Wiem, że gdyby nie rodzice mieszkałbym w mieszkaniu wielkości mojej obecnej garderoby. I mimo że mam do nich żal za to że mnie olali, jestem im wdzięczny za to co mam. Dostrzegajmy wokoło siebie coś co jest znaczące. 

Wczoraj wstając podziękowałem jak co dzień Bogu za wszystko co mam. Niech każdy z Was zastanowi się co jest naprawdę dla niego ważne i co mu daje szczęście. Mi go nie daje wyjazd co sezon na zakupy do Paryża czy Milano. Kiedyś jeden z moich wykładowców na studiach powiedział mi niezwykle trafną uwagę - każdy z nas jest wartościowy, proszę o tym pamiętać. Myśląc nad jego słowami odnalazłem wartość samego siebie - i nie jest to stan konta. ;) Ale o tym przy następnej okazji !!! ;)